Święta Katarzyna szlakiem Stefana Żeromskiego
[Góry Świętokrzyskie 16.03.2007 część 9]
Wycieczkę w Góry Świętokrzyskie, na Łysicę rozpoczynam w miejscowości Święta Katarzyna. Tutaj nawet Stefan Żeromski wydrapał na ścianie w kapliczce swój autograf, choć o nim nikt nie powie: “nazwiska głupie na każdym słupie”.
Źródełko Świętego Franciszka owiane licznymi legendami o uzdrawiającej mocy wody.
Wokół podziwiam Puszczę Jodłową i jej naturalne ekosystemy. Jodełki i porozrzucane pomiędzy drzewami, 500 milionów lat sobie liczące głazy kambryjskiego piaskowca kwarcytowego.
Szlak na Łysicę (612m n.p.m.), najwyższe wzniesienie Gór Świętokrzyskich prowadzi ostro pod górę. Miarowo pracuję kijkami. Płuca dyszą rytmicznie.
Ptaszki śpiewają mi całą drogę swoje melodie. Idę na ten szczyt i idę i po chwili stwierdzam, że bez sensu. Już robi się ciemno. Szczyt góry, to takie samo miejsce jak każde inne, więc po co tak pchać się na niego. Może lepiej zwolnić, stanąć, rozejrzeć się, zacząć baczniej zauważać otocznie i wykorzystać resztki światła. Pozaglądać tu i tam w te wykroty, różne dziury, iść tym pięknym płajem który otwiera popiersie Stefana Żeromskiego. Zawracam.
Robiło się coraz ciemniej, po krzakach zaczęły już buszować zwierzęta. Nocne życie w lesie budziło się z dziennego snu. Zwierzątka wychodzą na żer. Zrobiło się całkiem klimatycznie.
Znowu ostatni na szlaku. Tak w ogóle, to gdziekolwiek chodzę, to przeważnie jestem wręcz praktycznie całkiem sam. Nie wiem, czy takie sobie ścieżki wybieram, czy czas.
Pomnik Stefana Żeromskiego.
Zapadła już noc. Przy resztkach światła zapuszczam się drogą w las. Jego szum i śpiew ptaków nie pozwalają mi się oderwać od tego miejsca i muszę spacerować tam i z powrotem jak zaczarowany. Puszcze Jodłowa wzięła mnie całkowicie w swoje moce.
Lękliwa cześć napełniała jego duszę, gdy mierzył nieznane i niewidziane, grube, obłe, potężne pnie, podarte od przepęknięć i okapane obarami żywicy, na sto łokci wybiegające pod niebo. Krzywymi pazurami korzeni wszczepione między omszałe, sterczące i nawalone skrzyżale, między rumowie, które zwietrzały kwarzec górski wytwarza – spłaszczonymi koronami chwiejące się za wiatrem tam i sam – obwieszone ciemnozielonymi wieńcami igieł ulistwienia -obarczone licznymi ramionami spławów potężnych – pachnące balsamicznym olejem w nasionach zawartym – śpiewały przed nim własny poszum swój, puszczańskie wzdychanie, niemowny śpiew, który wszystko ludzkie zna i wspomina. Z ciemnej lasu głębiny szedł na jego duszę, nastawał i napastował głos dawien-dawny, nieodmienny, głęboki – wysoki, ostrzeżenie i napomnienie, śmiech i płacz, duma zamierająca w pustce głuchej. A skoro zamierała nuta lasowa, wyrywało się z puszczy wycie wilka albo hukanie pochutliwe puchacza i przejmowało serce człowieka straszną bojaźnią.
– Stefan Żeromski, Puszcza Jodłowa.
Na koniec mijam rozświetlony klasztor sióstr bernardynek w Świętej Katarzynie, strzegący jak gdyby wejścia do Świętokrzyskiego Parku Narodowego.