Bieg Piastów 2006

[Beatka, Danka, Włodek, Jacek]

To był mój pierwszy start w BP. Ostatnie trzy lata obserwowałem zaaferowany Bieg Piastów w TV i dopiero teraz zdecydowałem się przeżyć to samemu. Celem było samo ukończenie dystansu 50km. Czas zupełnie nie był dla mnie istotny, a najważniejsze było ukończenie i wchłonięcie jego atmosfery.

ekipa na Bieg Piastów

Do Szklarskiej Poręby zjechaliśmy w piątek tuż przed zamknięciem biura wydającego numery startowe. Ja miałem numer 1789, a Danka 1791. Na kwaterze spotkanie z forumowiczami Renatą, Michałem i Bombikiem. Tu nasze biegówki uzyskały ostatnie szlify.

biegówki - Smarowanie nart

W myśl zasady, że najważniejsze to się dobrze wyspać, zwlekliśmy się z łóżek dość późno. Szybkie śniadanie i dojazd w ogromnym korku i śnieżycy na Polanę Maliszewskiego. A tam super atmosfera, masa narciarzy i kibiców, głośne hura i podnoszenie kijów.

300km od domu stanąłem przypadkiem na starcie obok mojego sąsiada, pana Władka Zielińskiego, który startował w Biegu Piastów jak jeszcze miałem mleko pod nosem.

Bieg Piastów

Śnieg sypał już nieźle, a tu megafonem ogłosili, że 50 minut po starcie wjedziemy w szalejącą u góry zamieć śnieżną. No, przynajmniej będzie jeszcze więcej co wspominać!

Bieg Piastów Jakuszyce

Ruszyli. Potok ludzi gdzieś tam daleko z przodu drgnął i zaczął wspinaczkę na pierwsze wzniesienie. Ogon biegu pomału zaczął przesuwać się do przodu. Pierwszy długi podbieg i można było obserwować sunące po zboczach niekończące się potoki ludzi, niczym wijący się wąż.

Bieg Piastów

Danka od razu ruszyła zygzakami pomiędzy biegaczami, wyprzedzając kogo się dało. Jej zacięcie sportowe wzięło górę nad spokojnym rozłożeniem sił. Dość szybko zaczęli się wiec pojawiać wolniejsi biegacze z trzycyfrowymi numerami startowymi.

Kilometry mijały powoli, biegówki to nie rower i nie ma licznika. Jak zobaczyłem tabliczkę z napisem 10km – to myślałem że jesteśmy już nieco dalej.
Liczyłem na dobrze przygotowane trasy i super ślizgi. A śnieg okazał się bardzo „tępy”, narty ledwo jechały nawet z górki.

Bieg Piastów

Widzieliśmy kilka awarii sprzętu, zerwanie wiązań, paska przy kijku. Niestety oznaczało to koniec biegu dla zawodników. Ktoś przed nami fajnie klapał swoją rozwarstwioną z tyłu nartą.

Nie było jak robić fotek, bo trudno się było wyrwać z węża ludzi i przystanąć z boku. Kilka cyknąłem na ostrych podbiegach, gdzie tłum zwolnił i zaczął dreptać prawie w miejscu. Trzeba mieć jakieś zdjęcia na pamiątkę!

Przy pierwszym punkcie żywnościowym masa ludzi, więc nawet się nie zatrzymywaliśmy.
Pogoda zaczęła sie poprawiać, wzeszło słońce, zwiększyła się widoczność i nastał przepiękny zimowy dzień.

Drugi punkt żywnościowy był pełen ludzi czekających aż dowiozą herbatę lub cokolwiek – totalna porażka organizatorów.

Bieg Piastów

W okolicy 20km nadszedł początek kryzysu, miałem zesztywniałe nogi i przez chwilę zastanawiałem się jak przebiegnę pozostałe 30km. Na szczęście po kilku kilometrach kryzys minął, a ostatnie 20km to już leciałem nie czując ani bólu, ani zbytniego zmęczenia. Pomogły mi w tym izotoniki, których trochę wypiliśmy na Polanie Jakuszyckiej i łagodne ukształtowanie worka harrachov’skiego.

Na dystansie 30 km bieg zakończyło chyba większość uczestników. Dalej już było trochę „pustawo” na trasie. Rozpoczęła się przyjemna jazda przez worek harrachov’ski, gdzie rok temu wlokłem moje zachwycone dzieci, mające pierwszy raz biegówki na nogach.

Wyprzedzany po drodze zawodnik widać było, że ledwo dyszał. Miał ogromy żal do organizatorów, za braki na punktach żywieniowych. Nie miał żadnych własnych zapasów no i mściło się to teraz na nim okrutnie. Podzieliliśmy się z nim kanapkę pozostawioną na czarną godzinę.

Bieg Piastów

Ostatni większy podbieg i super długi, szybki zjazd. Uuuuffffff, ale frajda.

Ekipa schroniska Orle witała wszystkich bardzo serdecznie, super miła obsługa, rodzynki, dobre napoje i słowa otuchy stawiały błyskawicznie na nogi. Dowidzieliśmy się, że ostatni zawodnik jest 20km za nami.

No i finałowy odcinek, widać że ludzie walczą z sobą, jechali w milczeniu wyważając każdy ruch.
Ale oto już Polana Jakuszycka, widać z daleka metę i … niespodzianka, bo trzeba było jeszcze raz wjechać w las i zrobić malutką pętelkę.

Na mecie facet z trąbką był nie do zdarcia. Tyle godzin dopingować każdego biegacza, to na prawdę trzeba mieć parę w ustach, ale czuć było na odległość, że stosował w dużych ilościach doping chmielowy.

Meta, medale, gratisy, spotkanie z Michałem, pamiątkowe fotki i radość, że jednak pokonaliśmy ten dystans i samego siebie. Może dla sportowca to żaden wyczyn, ale dla ludzi, którzy nigdy w życiu nie parali się sportem to na pewno tak.

Bieg Piastów

Rozsiadamy sie w pobliżu kuchni polowych i zajadamy się grochówką wyskrobaną z dna garnka, pomarańczami i zapiekanym makaronem.

W końcu jest czas aby spotkać się i porozmawiać na gorąco z Renatą, Michałem, Bombikiem.

Jeszcze jeden telefon i przybywają nasi osobiści kochani kibice: Beata z Włodkiem. Też nie zasypywali gruszek w popiele, tylko wypożyczyli sobie sprzęt i ruszyli w stronę Orle i rzeki Izery, mojego ulubionego zakątka tych gór. Biegówki im się spodobały, więc jest szansa na powiększenie się grona „pogromców białego puchu”.

Wieczorem na kwaterze regeneracyjna kąpiel, zasłużone piwko, herbatka i długie rozmowy na temat Biegu Piastów z Renatą, Bombikiem i Michałem. Wykonaliśmy także telefon do Ani z Katowic, która choć nie ciałem, to duchem była z nami.

Szklarska Poręba

Niedziela minęła nam na przyjemnych spacerach po Szklarskiej Porębie, okolicznych lasach i fotografowaniu jej wodospadów.

Szklarska Poręba

Comments are closed.