Szaleńczy spektakl nad Szrenicą
Być w górach i zejść z nich przed zachodem słońca, to prawdziwy grzech. Ileż to razy, zdarzało mi się siedzieć gdzieś na jakimś czubku, przełęczy lub nawet na wywyższeniu terenu obserwując, jak tarcza słoneczna chowa się za horyzont. Nikomu nie muszę reklamować takiego zjawiska, bo każdy je zna i podziwia. A dla tych, co przypadkiem 19-tego października o godzinie 16:56 siedzieli w domu, a nie w Karkonoszach, na szczycie Szrenicy, chciałbym
wyciągnąć z cyfrowej szuflady te parę fotografii.
Pokryte szadzią świerki na Szrenicy.
Karkonosze w smudze zachodzącego słońca.
A to już kompletne i oszałamiające wariactwo kolorystyczne! Dopiero na ogromnym ekranie monitora nabiera blasku i zaczarowuje barwami, odcieniami granatu i błękitu.
Kłębiące się chmury nie mogą się zdecydować, czy ustąpić z nieba, czy zakryć je w całości. Dzisiaj już wiem, że następnego dnia zakryły je bardzo szczelnie, kryjąc cały świat w swoich mglistych czeluściach.
Karkonosze o zachodzie słońca.
Chmury wznoszą się i opadają, tworząc różne obłoki, słupy, strzępy i białą, wirującą przestrzeń.